Koci łeb! Obok kociego łba! Za nimi kolejny. I kolejny.
Kolejny.
Kolejny.
Bolą stopy, bolą lędźwie, a iść trzeba.
Tuż za „miedzą”, za płotem, leśne wertepy, koleiny pełne błota, piachu i wysokiej trawy na wzgórkach.
Trzeba się namozolić, nadreptać, natrudzić, by ją
pokonać.
A ta znów pod górę. Niby szeroka i gładka, ale pod górę.
Wciąż pod górę.
I taka jakaś śliska, zbyt śliska.
Trzy kroki do przodu, jeden do tyłu. Cztery do przodu,
dwa do tyłu.
Niby średnia ta sama, ale tylko pozornie. Trzy minus
jeden, to … dwa.
Cztery minus dwa…, też dwa, ale w czasoprzestrzeni:
Jeden „na” trzy, to dwie trzecie „do przodu”, a dwa „na”
cztery, to tylko jedna druga „przed siebie”
A jednak, to nie to samo!
Tamta znów kręta, niczym wąż „pełzająca”. Wije się,
kręci, cofa i znów zmierza ku krawędzi horyzontu. Taka dziwnie kłopotliwa. Choć
ma swą urodę, w niepewności tkwiącą:
- A co tam Panie za zakrętem?
Pan nie chce dać jasnej odpowiedzi. Musimy iść przed
siebie, za pętlę, by się przekonać.
O! Tamta tylko z górki!
Niestety! Szlaban! Tylko dla wybrańców!
Dlaczego?
A któż to może wiedzieć?
I tak uważać trzeba, by
się nie pośliznąć, bo wtedy z hukiem można znaleźć się, szybciutko, bez
potrzeby, na jej końcu.
Najczęściej, każdej z nich po trochu- jak w pogodzie - od
słońca po pluchę, przez mróz do upału.
Ech! Życie! Życie!
Kocham Cię Życie!