Organy. Te z historii i z historią...
Pamiętam, gdy jako niekoniecznie piękny, ale na pewno jeszcze młody, spędzałem czas na "grzebaniu" w annałach biblioteki klasztornej, szukając związków Ignacego Krasickiego z siedzibą Cystersów, by błysnąć lokalnymi faktami przed swoimi jeszcze nieco młodszymi interlokutorami. Towarzyszył mi, a właściwie pilnował mnie, starszy wiekiem, milczący Braciszek, zadumany w swych myślach, acz bacznie mierzący wzrokiem me znęcanie się nad starodrukami. On był też trochę znudzony, a ja zmęczony...
Nagle wśród ciężkich murów dawnego skryptorium rozległy się dumne, spokojne, pełne dziwnego uroku dźwięki tegoż szacownego mega-instrumentu. Obaj, niczym wybudzeni, podnieśliśmy ku górze nasze głowy. Spojrzeliśmy sobie w oczy i...
Brat postukał palcem w podłogę i retorycznie zapytał:
- Czego ty tu szukasz, przecież co byś nie znalazł i tak nie odwrócisz rzeki czasu. Szkoda twojej młodości. Nim się obrócisz, ona zniknie i już nigdy nie wróci.
Stuknął tym razem w kamienną ścianę i kontynuował monolog...
- Uciekaj w pełnię życia, zadumę nam pozostaw. Otarłeś się o ten stary kamień, ale on cię nie zapamięta i nikomu o tobie nic nie powie. Idź do ludzi.
Milczałem. Chyba myślałem...
Tylko organy wciąż echem grały...
P.s. Potem, gdy już wśród starych woluminów nikt mnie nie pilnował, wołałem czasem Braciszka, by się ze mną trochę ponudził...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz