środa, 23 grudnia 2020

#Wigilia...

 Świąteczne życzenia ślę...

Wigilia...

/lata sześćdziesiąte XX wieku/
W Wigilię od rana czekaliśmy na powrót Taty z pracy. Baczne oko Pani Domu sprawdzało, po raz kolejny, czy wszystko jest w należytym porządku, czy niczego nie brakuje, czy talerze i sztućce należycie "błyszczą", czy pierogi nadal dostatecznie miękkie, czy wypieki dobrze się przetrzymały, a wędliny odpowiednią wilgoć utrzymały, śledzie w zalewie nie za twarde, groch z kapustą dobrze związał, barszcz czerwony nie stracił koloru, karp zachował lekko opieczoną, złotawą skórkę, kompot z suszu miło pachnie, jasiek nie za suchy, szczupak...
I tak dalej, itp...
- Jeszcze sprawdźmy, czy gdzieś nie ma jakiejś plamki, odrobiny kurzu...
- Rozprasujmy biały obrus, żeby żadnej "zmarszczki" nie było...
- Przygotujmy odrobinę sianka pod opłatek.
- Dodajmy ze dwie drobniutkie, "kruchutkie" gałązki jedliny...
- A! Prezenty "zapakować" i opisać. Przygotować, niech ukryte czekają na swój czas.
- Dodatkowe nakrycie dla niespodziewanego gościa. Koniecznie...
- Najważniejsze!
- Czy dwanaście postnych potraw jest w "komplecie"!
Ten wigilijny obyczaj, nie zwyczaj, był w naszym "świecie" wielce istotny dla wszystkich domowników i ich gości.
W mym domu trwa do dziś i już, a co! 🙂
- No, cóż! Nie ma na co czekać! Nakryjemy stół, tylko go lekko przesuniemy w róg pokoju, by swobodnie i szybko wstawić choinkę, gdy mąż wróci z pracy.
Tata - wyjątkowo tego dnia - "stawał na głowie", by być w domu jak najwcześniej. Tym razem już żadne nadliczbówki nie wchodziły w rachubę.
Już z korytarza krzyczał:
- Synu, podaj klucze! Idziemy po choinkę!
Przyznaję, nie szedłem a biegłem z kluczami "na schody".
Po chwili drzewko już było w domu, na swoim miejscu.
Tylko jeszcze konsultacja z Mamą, która zadecyduje, która część jodły będzie en face do pokoju, a która znajdzie się "w oknie" i...
Zaczyna się najciekawsza część; dla mnie najprzyjemniejsza...
- Ubieramy, stroimy świąteczny symbol! 🎄
Zaczynamy od przycięcia, po skosie, najwyższego pionowego przyrostu, by nasunąć nań, wspomniany wcześniej, szklany czub, czasem szpicem też zwany.
- O! Drzewko już błyszczy!
Teraz orzechy...
- Ponakłuwać gałązki i powciskać je na szpilki!
- Czas na szklane świecidełka!
Zaczynamy od maleńkich kulek białego koloru, z drobnymi niebieskimi kwiatuszkami, nasączonych chyba fosforem. Jest ich sztuk...
- Aż dwanaście!
- Świecą w nocy, po zgaszeniu światła!
Rozmieszczamy je w miarę regularnie na koronie całego drzewka.
- Bardzo je lubię. Nie wyobrażam sobie świąt bez tych ozdóbek.
/Kilka sztuk zachowałem do dnia dzisiejszego. Znów je umieszczę na honorowym miejscu, choć świecąca powłoka już się trochę starła.
- Nic to!/ 💕🕯
- Teraz sople - dwa rodzaje...
Potem muchomorki, narciarze, srebrne i czerwone duże kule, wielokolorowe "grubaski", z wcięciem gwiaździstym w środkowej części (też niektóre pamiętają czasy niemieckiej okupacji - ileż już lat wtedy miały!) i inne, inne...
- Kolejno dwa pudełka nowych!
- Fajne, ale jakieś takie delikatniejsze, choć "malunki" mają śliczne. "Pachną" zimą! 🙂
Czas na cukierki...
- Na kilkunastu brakuje "pętelek" z nitki. Trzeba dowiązać.
- O! Sporo jest "bajecznych"; będzie co zrywać!
- "Bajeczne" to jest to!
- Teraz świeczki w małe "lichtarzyki- zapinki". Jest ich kilka kolorów. Trzeba tak je "rozrzucić" po całej koronie drzewka, by dobrze je przemieszać barwami...
Wbrew pozorom nie było to takie proste. Jak by nie kombinować, ostatecznie żółta lądowała przy żółtej; po przekładce nagle różowa "nakładała" się na różową lub zielona na zieloną... 🤓😅🎄🕯
Jeszcze łańcuchy i trochę lamety...
Wchodzi Mama...
- Zdjąć mi te "dokładki". Jest tego zbyt dużo! Lepiej powieś szyszki, które pięknie ozdobiłeś "potłuczonymi" bombkami.
- To twoje i dla nas ważne. Jasne?
Jasne, jasne! Zdjąłem. Powiesiłem. Miała rację. Tylko z tyłu, na dole, trochę łańcucha zostawiłem. Udała, że nie widzi.
- Tylko dlaczego, wychodząc, tak dziwnie się uśmiechała?
- Dlaczego? Ech! Ta Mama!💕
Jeszcze kilka lukrowanych pierników!
- Naprawdę kilka...
- Parę długich wielobarwnych, niezjadliwych soplowych cukierków...
- Stół na środek pokoju i...
- Możemy czekać na zmierzch...
Obaj z Tatą zakładamy białe koszule; Rodzic garnitur, ja pulower, Mama już w "odświętnej" sukience.
Pod choinką pojawiły się prezenty!
- Co tam jest dla mnie?!
- No, co?!
Trochę się domyślam, ale jedno pudełko budzi moją wątpliwość.
Nareszcie się ściemnia. Niebo - niestety - tym razem mocno zachmurzone. Pierwsza gwiazdka będzie trochę umowna...
- To nic! Ważne, że Święta nadeszły...
Zapalamy świeczki na choince. Czyni się miło, nastrojowo trochę podniośle...
Opłatek. Życzenia; takie ciepłe, rodzinne, serdeczne.
Smakowanie kilku postnych potraw i...
- Nareszcie można sięgnąć po prezenty!
Szybki szus na kolanach pod choinkę. Wybieramy, otwieramy, radośnie oceniamy...
- O! Czekolada, pomarańcze, mandarynki, cukierki i najważniejsze pudełko, pięknie zapakowane...
- Są! Są! Są! Pastelowe kredki w metalowym pięknym "etui"! Wymarzone, wyczekane, ponad pół roku myślami "gonione". Dwadzieścia pięć sztuk, a wśród nich srebrna, złota i biała...
- Biała! Wiecie, rozumiecie! 🙂 Biała!
- I ołówki w małym pudełeczku! Różnej twardości, od 3H, po 2B; piękne, połyskujące, z czarnym zakończeniem i srebrną obwódką. Nie jakieś tam z gumką.
- Pełna profeska!
Tak dziś byśmy rzekli.
- Już bym siadał do szkicowania, ale Wigilia to Wigilia, ma inne prawa, które wszyscy szanujemy.
Jeszcze parę "smaków" i Mama zaczyna pakowanie potraw "na wynos", na wielkie i długie wieczorne spotkanie u Dziadków - tych "na górze" - na Majówce.
Zabieramy też "nasz" opłatek - taka rodzinna tradycja.
"Odpalamy" kilka zimnych ogni...
Gasimy świeczki na choince; czekamy by przestały dymić - to ważne - musimy czuć się bezpiecznie... Czeka nas długi spacer w zimowy wieczór. Spacer "pod górę" 🙂 ; przez kawałek lasu w środku miasta lub wzdłuż "wąskotorówki", wiodącej bocznicą na górę "szlaki", a dalej, głównym torem - "pokręconym" torem - aż do czeluści Kopalni "Majówka".
Dzielnica, do której zmierzamy też tę ładną nazwę nosi. Obok kolejnych pozostałości drzew iglastych stoi bliźniak moich Dziadków, dom rodzinny mojej mamy.
Tu będzie ta najważniejsza Wigilijna Wieczerza...
Po serdecznych przywitaniach, czas na podziwianie świątecznego drzewka i "uroczystego" stołu...
Choinka tu świerkowa, o połowę mniejsza, w rogu dużego pokoju ustawiona. Bombki na niej jeszcze czas międzywojnia i okupacji pamiętają. Świece tu, w lichtarzach, stoją na stole, dużym, solidnym, dębowym, z "grubymi", toczonymi nogami. To główny mebel dzisiejszego spotkania, pięknym bielutkim obrusem przykryty. Za chwilę zasiądzie przy nim kilkadziesiąt osób - trzy pokolenia naszej rodziny. Dla nas, najmłodszych, zabraknie tu miejsca. Posiłki spożywać będziemy w kuchni, przy dużym, wysokim taborecie - dziś byśmy go ławą nazwali. 🙂
Póki co gromadzimy się wszyscy wokół stołu. "Najstarszy" rodu zapala świeczki w lichtarzach. Po krótkiej modlitwie, bierze, z talerzyka z siankiem, do rąk opłatek. Obdziela nim wszystkich gości.
"Płyną" życzenia. Takie ogólne i te intymne - tête-à-tête - każdy z każdym...
Nadchodzi czas kolędy.
Tradycją rodzinną było, by pierwszą z nich śpiewać na stojąco i zawsze intonowano...
"Bóg się rodzi, moc truchleje, Pan niebiosów obnażony!
Ogień krzepnie, blask ciemnieje, Ma granice Nieskończony.
Wzgardzony, okryty chwałą, Śmiertelny Król nad wiekami!
A Słowo Ciałem się stało.
I mieszkało między nami."
...na pamiątkę czasów okupacji niemieckiej, kiedy to największy pokój w naszym domku zajmowali oficerowie Wermahtu i - tym samym - warunki były dyskomfortowe dla prawowitych domowników. W święta dawało się to szczególnie we znaki.
Wieczerza wigilijna w kuchni, a w pokoju, tylko za drzwiami okupant...
W tej sytuacji słowa „Podnieś rękę, Boże Dziecię, błogosław (Ojczyznę) krainę miłą” nabierały dodatkowego znaczenia - prócz typowo religijnego - podniosłego, patriotycznego, wręcz wzniosłego, narodowego.
Wojna minęła, tradycja rodzinna pozostała.
Stół i taboret, pod batutą Babci, zapełnia się pierwszymi wigilijnymi potrawami.
Potem się okaże, że dwanaście będzie "na plusie...
Toczą się rodzinne rozmowy, "plecione" kolejnymi kolędami...
Czas płynie spokojnie, ale jakoś tak inaczej...
- Inaczej!
- Dostojniej? Cieplej? Serdeczniej?...
- A może tak tylko mi się wydawało?
Zbliża się godzina dwudziesta i trzecia...
- Czas na Pasterkę...
'Dzisiaj w Betlejem, dzisiaj w Betlejem
Wesoła nowina
Że Panna czysta, że Panna czysta
Porodziła Syna''...


- Serdecznych, życzliwych i zdrowych od "mocy", "ciepłych" i serdecznych od rodziny, w dobrym nastroju od własnego "serca";
trochę smacznych, trochę refleksyjnych i leniwych...
- Szczęśliwych...
- Świąt Bożego Narodzenia...
- Życzę...✍️👋
/odstępstwa od norm językowych celowe, świadome i zamierzone/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz