środa, 3 grudnia 2014

Ech, te stare #fotografie! Mają swój #czar i #urok (cz.III). Ci wspaniali mężczyźni, na swych wspaniałych maszynach (wciąż lata pięćdziesiąte).



/c.d. postu Legenda o starachowickich motocyklistach, starymi zdjęciami pisana./  /fotografie z albumu rodzinnego/

 

   Nadejście zimy nic nie zmieniało w poczynaniach naszych dzielnych motocyklistów. Na tych samych oponach, co w sezonie letnim, nadal, w sposób super zadziorny, „uprawiali” swe „ćwiczenia”. Tylko może wywrotek było (trochę) więcej, ale tym się nikt nie przejmował. No, prawie nikt… Adrenalina rosła, mroźny podmuch wiatru smagał po policzkach; czasem „wdepnął” za koszulę, ale co tam – świat śmigał przed oczyma i to właśnie było najważniejsze. Tylko te dziewczyny, żony, narzeczone; ech!
 
 
Na starcie do zimowego crossu…


Na punkcie kontrolnym…
 

„Zimowi” kibice, organizatorzy i zawodnicy przed budynkiem sekcji (SKS „Stal”)
 

To też teren ówczesnych zmagań crossowych. W tle kominy Wielkiego Pieca, budynek i „beczka” elektrowni. Po lewej „Sany” na „postoju”; po prawej kamienica Państwa K., z jedynym, niezastąpionym składem aptecznym na parterze. Uf, jaki tam był zapach!



Z wiosną ruszały znacznie dłuższe rajdy terenowe. Składały się z kilku odcinków/prób:
·          -odcinka „ulicznego”
·        -próby crossowej, „górskiej”
·        -odcinka jazdy w terenie
·        -slalomu.
Wszystko, oczywiście, „na czas” i rygorystycznie punktowane. A co!








 Na starcie… (brat „połyka” motocyklowego bakcyla, u boku Taty)

                                      Zawodnik podczas „odcinka ulicznego”…


Niebezpieczny upadek podczas „górskiej” próby crossowej…


Jazda w „terenie”, to nie „przelewki”…

Potem już tylko podsumowanie, wyniki, podziękowania i nagrody.




Tu Tata otrzymuje nagrodę z rąk dyrektora FSC, Pana Czajki…

   Podczas uroczystych „okazji” nasi wspaniali motocykliści „występowali” w białych „uniformach”. Kombinezony dobierano rozmiarem. Dla Pań (a było ich już…. aż dwie – pamiętajmy, że to wciąż lata pięćdziesiąte XX. wieku) czyniono specjalne „garnitury”.


  
    W ciepłe, letnie dni „sprzęt” dekorowano sztywnymi, zielono-czarnymi proporcami z symbolem sekcji i kolumna poprzedzana „pilotem” ruszała w Polskę; do Torunia, Zakopanego i „gdzieś” jeszcze. To była dopiero frajda i wielka przygoda!

W daleką drogę…




    Ech, Ci wspaniali mężczyźni, na swych wspaniałych maszynach!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz