O świcie otwieram drzwi do lasu... /04.08.23/
Nadleśnictwo Starachowice, część północna.
Tuż za progiem miłe zaskoczenie.
Niczym w hotelu, gdy brak wolnych pokojów. Prawdziwe na każdym kroku. Dominują szlachetne i usiatkowane. Wspomagają je piękne (wolę starą nazwę) ceglastopore.
Ustawiły się grupami.
Mało pojedynczych osobników. Większość młode, bądź wręcz dzieciaki. Bieli się też od zarodników. Trafiają się też grubaski.
Trzony twarde, jak marzenie. Bielutkie, czyściutkie!
Setka pada w ciągu kilkudziesięciu minut.
Czas przepakować do drugiego kosza.
Coś mnie tknęło. Tnę po kapeluszach.
Niestety. Mam niesamowitą konkurencję. Współzawodniczą ze mną ślimaki "od góry" i robale "od dołu". Są rewelacyjnie szybkie. Wygrywają w większości pojedynków. Szczegółowa weryfikacja chłodzi mój zapał. Prawie wszystkie trzony zaczerwione, zaatakowane są w połowie wysokości.
- Uf! Zły standarcik. Jak co roku podczas pierwszego wysypu.
Nic to! Pochodzę sobie jeszcze od stadka do stadka. Jest na co popatrzeć. Uroczo! Śliczności sobie rosną.
Spotykam znajomego.
- Zobacz, dwa kosze w ciągu dwóch godzin!
Chwali mi się, z radosną emocją w głosie.
Co mam mu rzec...
- A może zależy mu na białku?! Kto to wie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz