Niunia wychodzi z łazienki, po kąpieli...
- Kocham mamusię...
Oznajmia wszem i wobec.
- Bardzo dobrze...
- My też Cię kochamy...
- Ja też was kocham...
- Kocham was, ale nic a nic was się nie słucham... Hi, hi...
- Słucham tylko mamusi; hi, hi...
- A teraz nagram filmik pana Brzechwy pod tytułem "Kaczka"...(???)(sic!)
Też prawda i aż prawda!
Cieszyć się trzeba póki...
Szczerość dziecka jest "czyściutka" i niewiarygodna...
Nawet, gdy...
:)
Potem lubi już zwyciężać...
Wyrachowanie...
Wieczór z dziadkiem...
Niunia wcina swój (późno)poobiedni przydział.
:)
- Poczęstujesz mnie, skarbie, tym ciasteczkiem?
- Nie, nie mogę.
- Dlaczego?
Niunia jednym tchem, bez zadyszki:
- Bo ono szybko ucieka buźko-zjezdzalnią do brzuska, a brzusek ma na
imię Heniek i bardzo je lubi, i jest duzą galerią, gdzie potrzeba duzo
ciastecek.
- Po co w galerii tak dużo ciasteczek? Naiwnie pyta dziadek.
- Bo tam jest laboratorium analityczne i "analityzer", i będą prowadzić
analizy, więc musi być duzo ciastecek, a żeby tak było, to jeszcze
jedno prosę!
:)
Chciałeś, dziadku, być ciekawskim, to masz "za swoje". Biegnij do
szafki po drugie ciastko, przecież galeria "Heniek" i laboratorium
czekać nie mogą!
- Dobrze, że mama i babcia tego nie widzą
Dziś... Niedziela...
Leśny miszmasz...
Wszystkiego po trochu...
Prawdziwe, podgrzybki, rydze, gąski szare...
Opieniek każda ilość...
Czubajek kani do wyboru, do koloru...
Na piękne czerwone-kropkowane można patrzeć i patrzeć...
Piękna, złota jesień...
W lesie żółto, rudo i brązowo...
Słońce "skrzy" kolorami...
Ech... Szkoda, że jutro poniedziałek...
...
:)
Pewien dziadek ogląda na ekranie komputera, z czteroletnią wnuczką, zdjęcia grzybów z tegorocznych "leśnych polowań".
W pewnej chwili pojawia się fotka (j.n.) muchomora.
Dziadek, "niewinnie", z dydaktycznym zamiarem pyta:
- Jak się, wnuczko, nazywa ten grzybek?
- Ym, hym, no, nu, fru, frrru... "Fruwiasty" muchomorek, dziadziusiu!
- Dlaczego "fruwiasty", kochanie, bo taki ładny?
Wnuczka z pełną powagą na twarzy:
- Nie, dziadziusiu, bo ma takie kropki, jak biedronka i chyba też - jak ona - odfrunie....
Z odrobiną "grzybiastego" relaksu...
Miłego dnia, nie tylko dla dziadków...
Lata 1932 - 1934.
Kresy Wschodnie...
Województwo Poleskie...
Miasto Dawidgródek..

Położone w zakolu pięknej rzeki Horyń, w pobliżu dwóch jej pętli, które
ciągle podczas przyborów zalewały przylegające doń tereny i czyniły -
pełne witek łozowych - trzęsawiska.
Zamieszkane było prawie w
połowie przez Białorusinów, w "jednej ćwierci" przez Polaków, w
siedemnastu setnych przez Ukraińców , w dziesiątej części przez Żydów, w
małej "kropli przez Rosjan i w "mini kropelce" przez Niemców (0,1%).
Dominowało prawosławie, o swe prawa upominali się wyznawcy Mojżesza,
niespełna osiem procent stanowili mieszkańcy wyznania
rzymskokatolickiego.
Ordynacja dawidgródzka należała do rodziny
Radziwiłów, którzy po wojnie z bolszewikami, czynili usilne starania do
ponownego zlokalizowania tu jednostek Wojska Polskiego.
Ostatecznie, odbudowany w Warszawie 78. Pułk Piechoty
został "przekwaterowany" do Baranowicz, obejmując swym "oddziaływaniem"
także Dawidgródek i okolice. Spory udział w składzie osobowym tej
formacji mieli poborowi ze Starachowic i okolic. Kilku z nich skierowano
do batalionu łączności, który - tuż po przysiędze -
„wydelegowano” w okolice Dawidgródka (fot. 1), ale też na bagna, daleko
od linii kolejowej, daleko od miasta, ba miasteczka, na bagna, na bagna,
na rozległe bagna. To tam wojsko otrzymało rozkaz:
- Wybudować linię elektryczną...
c.d. pod..
https://feroza01.blogspot.com/2014/11/ech-te-stare-fotografie-maja-swoj-czar.html
....
:)
Sobotnie przedpołudnie...
Zgodnie z meteorogramem, do pierwszego deszczu jeszcze około półtorej godziny.
- Jechać, nie jechać?
- "Oto jest pytanie"!
Szybka decyzja - "krótka piłka"!
Tylko rydze!
Nic więcej, tylko rydze! Jadę po rydze!
W lesie...
Grzybów wszelakich jeszcze pod dostatkiem, acz to już nie wysyp.
Przeważają "jesienne borowiki" - solidnie zbudowane, bez lokatorów,
podgrzybki i maślaki na szerokiej stopie. Wciąż rosną mleczaje, choć
większość już "rozwinięta", ale i maluszków trochę można znaleźć,
trafiają się jeszcze "stadka" po kilkanaście sztuk.
Szkoda tylko, że
runo w miejscach ich występowania jak przeorane. Czy aż tak trzeba je
dewastować, wszak grzybów (w tym rydzów) w tym sezonie, przecie,
dostatek!
Godzinka w lesie plon "przyniosła"! Kosz pełen! Trzy czwarte mego "wikliniaka" to rydze; reszta super "mieszaneczka".
Darz grzyb; jeszcze darz grzyb
Pozdrawiam wszystkich Grzybo-zakręconych...
Sobotnie popołudnie...
Leśne trzy po trzy...
Leśny miszmasz...
Leśny kogel mogel...
Jak kto woli...
Czyli wszystko naraz...
A ja nucę:
- Och! Ty rydzu, rydzu mój!
To już jesień! Las obdarza nas wszystkim, co ma najlepszego w jesiennej "ofercie".
Nie tylko "prawdziwe" - borowikowe, królewskie, jodłowe, sosnowe,
dębowe, usiatkowane i jakie tam jeszcze - przysadziste, krępe, wysmukłe,
parasolowate...
To już różnorakie kozacze koźlarze, podgrzybki
brunatne, złotawe, w kolorach tęczy i z zajączka "słuchami", czubajki,
kaniami też zwane, maślaki, aż po złote i pstre, od mokradeł bagniakami
zwane, zieleniatki i sitaki, pieprzniki niby kurki, słusznie z jajkiem
kojarzone, muchomory "szlachciankowo-panienkowe" i te czerwone, bielą
nakrapiane, aż po moje ulubione rydze mleczaje i te inne też rydzami
zwane...
Wszystko na raz.
Na raz wszystko...
A co! Jak darz grzyb, to grzybami darz!
Nasz las! Nasz las!
Grzybiarzy czas!
:)
;)
- Och! Ty rydzu, rydzu mój!