czwartek, 2 października 2014

#Karasie z leśnych oczek, bajor i sadzawek


#Karasie z leśnych oczek, bajor i sadzawek Małe może być piękne. Myślę, że każdy z nas, wędkarzy, ma w sobie coś z ducha odkrywcy.
Często sporą przyjemność, a nawet subtelną dawkę „ciepłej” adrenaliny (może niewiele mniejszej niż bicie „rekordów” ilości i wagi) dostarcza nam poszukiwanie i odkrywanie nowej wody (nowego stanowiska), rozpracowywanie jej zawartości i zwyczajów w niej panujących.
Oczywiście, miejsc takich już coraz mniej, a może już wcale ich nie ma, ale sama nadzieja – cień nadziei, że może jednak, może…, choć ta namiastka, to też coś fajnego, miłego, sympatycznego. To coś, co pozwala nam marzyć i gnać wciąż do przodu, do przodu, do przodu – wprost przed siebie; do wymarzonego celu, nowego łowiska.
Dziś o takich maleńkich, najmniejszych, bez wielkich okazów, ale bardzo urokliwych i potrafiących mile zaskoczyć, „przynieść” radość z niespodzianki.

Puszczam #oczko do oczka, a właściwie do oczek; tych leśnych, polnych, za wałem dużej rzeki, za starym płotem w ruinie, ukrytych w wysokich trawach zaniedbanej łąki, utopionych wśród skał wysokich i tych czynionych ręką ludzką by walczyć z ogniem, bądź „sypnąć piaskiem po oczach”; dzikich, zaniedbanych, zapomnianych, ale wciąż żyjących swoim własnym, cichym bytem.

Te leśne…
„Uzależnione” od okolicznego, pobliskiego drzewostanu, który - choć trochę – decyduje o jakości i rodzaju dna, a także o stopniu „zanieczyszczenia” czyściutkiej wody. Te naturalne bywają dość głębokie. Czynione ręką ludzką, często jako zbiorniki przeciwpożarowe, zwykle są płytsze*. Te „historyczne”, pamiętające lata czterdzieste XX wieku, mają kształt lejkowaty - z wiadomego powodu. Jeszcze starsze mają bardzo różne kształty, nieschematyczne, tak jak nieschematyczna jest praca ludzkiej ręki i pomysłowość naszego rozumu, by zabezpieczyć nasze życiowe potrzeby.

Głębokie, małe oczko o kształcie rogala, umiejscowione wśród liściastego drzewostanu.



  Siedlisko ślicznych karasek, których nie rozmiar i waga, ale uroda może przynieść nam sporo pozytywnych emocji. Rybki te znakomicie znoszą niską zawartość tlenu, którego w tego typu wodzie wiecznie brakuje. Dużo zaś dwutlenku węgla i siarczku wodoru. Niewiele gatunków ryb potrafi sobie radzić w takich warunkach.

 

  Karaska płaci za ten stan rzeczy karłowatą budową i bardzo minimalnym przyrostem, choć pokarmu raczej jej nie brakuje. Po kilku latach życia, w tych trudnych warunkach, osiąga zaledwie kilka (do kilkunastu) centymetrów długości, a o wadze już w ogóle nie wspomnę. W zamian za to nabiera pięknej złotej barwy, czasami z elementami czerwieni, brązu i leciutkiej, żywej zieleni. Pokarm pobiera bardzo delikatnie i wolno, wolniutko, maluteńkimi kęskami. Trzeba uzbroić się w daleko idącą cierpliwość i czekać, czekać, czekać, aż nasz półtora gramowy (maksymalnie) spławiczek, z antenką ledwie wystającą z wody, prócz lekkiego pulsowania, wykona troszkę energiczniejszy ruch. Wtedy możemy mieć nadzieję, że nasza rybka pokonała maleńką kuleczkę ciasta lub drobną ochotkę, ulokowaną na drobniutkim, czerwonym „haczyczku” i delikatnie zapięła się za maleńką wargę. Delikatny ruch naszym bacikiem z żyłką fi dwanaście i dość długim przyponem fi dziesięć i możemy podziwiać urodę „czyściutkiej”, zdrowej rybki. Warto zadbać, by szybko wróciła do macierzy. Musimy pamiętać o tym, że czasem może nam się trafić „okaz” o „rekordowym” wymiarze, prawie dwadzieścia centymetrów. Wtedy ta nasza dziesiątka na przyponie i sprawne wędzisko zaczynają odgrywać sporą rolę w holu karaski czyniącej spokojny slalom między gałęziami i fragmentami starych konarów spoczywającymi na dnie naszego, głębokiego zbiorniczka. Czasami miast rybki naszą zdobyczą będzie kawałek zbutwiałego liścia, których jest zawsze pełno na „spodzie” tej pozornie bardzo ciemnej, wręcz czarnej wody. Ten kolor to tylko złudzenie. Ciemne jest dno, zasiedlone liśćmi w stanie różnego poziomu rozkładu, woda jest super czysta, nie licząc maleńkich żyjątek, które począwszy od rozwielitek, a skończywszy na powierzchniowych „ślizgaczach” systematycznie czeszą swą siedzibę. To miejsce znakomitego relaksu i (wbrew pozorom) treningu wędkarskiej techniki i refleksu. Pamiętajmy, zanęty tylko ciut, ciut i bardzo mocno rozdrobnionej, prawie w postaci pyłu.

Wśród sosen.
Młody, kształtny, prostokątny, płytki, leśny zbiorniczek, uczyniony ręką ludzką zapas wody do celów przeciwpożarowych. Mocno porośnięty roślinnością „kaszkowatą”, o cienkich łodygach i liściach pływających, z rodziny żarłocznych, rdestowatych (rdest ziemnowodny).



  Rozpoznanie tej rośliny pozwala nam trafnie określić głębokość zbiornika na kilkadziesiąt centymetrów i być pewnym, że jest to woda bogata we wszelkiego rodzaju składniki odżywcze, tym samym i ichtiofauna winna tu mieć niezłe warunki do życia, ale…
Jest jedno ale. Gęste liście rdestu znacznie utrudnią próby naszego wędkowania i poszukiwania, gdzie ukryły się nasze rybki. Tu „grabić” wody nie wypada.
Namiastka zestawu skróconego (trzy, cztery elementy, część topowa) znacznie nam pomoże. Możemy darować sobie nawet przypon, acz jak nam rybka „pobiega” w labiryncie łodyżek, będzie problem! Dno mamy stosunkowo czyste, tylko te „pręty” od liści, ech! Gdy zaradzimy tym kłopotom, poznamy mieszkańca oczka – karaskę o lekko wydłużonym kształcie i lekko rozmytym złotym kolorze, która przy niewielkim rozmiarze (do kilkunastu centymetrów), sprawia wrażenie dość ciężkiej, a to wszystko przez swój dość „obły” tułów. W swym zachowaniu jest znacznie sprytniejsza, od tej z ciemnego, głębokiego zbiorniczka, o którym mowa wyżej. Żeruje też intensywniej i odważniej. Prócz niej, jedynym osobnikiem atakującym nieustannie nasz mały spławik, będzie śliczna, niebieska ważka, która kwiaty rdestu traktuje jako „gniazda rozrodu”.

W lesie mieszanym.
W dziwnej niecce, o wysokich, trochę stromych brzegach, zaszyło się oczko, o kształcie zbliżonym do spadającej kropli deszczu.



  Barwa wody i lokalizacja zbiorniczka pozwalają sądzić, że kiedyś, przed bardzo wielu laty, mogło to być miejsce poboru gliny przez mieszkańców okolicznych wiosek. A może mikro kopalnia odkrywkowa rudy żelaza? Przez lata przykryte wodą pobrzeże jakby złagodniało, wypłyciło się trochę, zaś im bliżej środka tym głębiej, a nawet głęboko. Ku zachodowi, w ostrym końcu „kropli” znów coraz płycej. Głęboko „zakotwiczona”, gęsta, ciemnozielona rdestnica zdecydowanie określa zmiany głębokości i stan zdrowia stawiku. Rudawo kremowy kolor „cieczy” to tylko wynik składu chemicznego podłoża. Wszystko to plus pałka wodna rosnąca od strony północnej,



pozwala nam obiecująco myśleć o wynikach naszych, przyszłych zabiegów wędkarskich.
Idealną przynętą okazują się kompostowe, czerwone robaczki. W tym typie oczka gatunkową przewagę stanowią najczęściej małe i średnie karasie srebrzyste, dostosowane budową i kolorem do cech charakterystycznych zbiorniczka. W prezentowanym na fotce „biegają” również małe okonie i szczupłe szczupłe, takie do sześćdziesięciu centymetrów.
Nie krępują się obecnością wędkarza i zdecydowanie uprawiają swój niecny proceder polowania na drobnicę i nie tylko. Kto by pomyślał? No, kto?
A to nie koniec niespodzianek. Zachowując spokój i ciszę dało się zaobserwować i usłyszeć charakterystyczne cmokanie. Pierwsza myśl:
- To niemożliwe! Nie tu! Może to tylko duże japońce?
Zaniepokojony, zaintrygowany wędkarz spróbować musi.
Nie pomogło kuszenie żadną przynętą. Nie pomogły zmiany gruntu, ni po dnie, ni na „styk”, ni odrobinę wyżej, ni całkiem wysoko. Skuteczna okazała się
(dopiero) metoda naszych dziadków – skórka chleba, jej „kruszyna”.
Won ciężarek, spławik „w górę”, dalej od przynęty i z powierzchni dość blisko granicy rdestnicy było kilka razy „bum”, a właściwie „plum”. Śliczne, zdrowe, dzikie karpie potwierdziły swą obecność. Może nie są to okazy na miarę potrzeb JKarpia http://www.wedkuje.pl/wedkarstwo,cicha-woda-brzegi-rwie-czesc-ii,68857 , ale w takiej „gliniance”? Toż to rewelacja!
Oczka potrafią zaskakiwać!

Tuż na skraju lasu, mały stawik na maleńkim leśnym cieku.
To nie strumyk, to nie rzeczka. Raz jest, raz nie, jak kapryśna młoda dama toczy swą kropelkę wody leśna struga. Taką odrobinę, która gdy zobaczy, przez kilka dni, promienie letniego słońca – natychmiast znika. Gdy deszcz popada, znów się pojawia. Czasem pomaga jej leśne, maleńkie źródełko, smużące gdzieś spod małej skały lub zwykłego kamienia. Na marginesie:
- Czy kamień może być zwykły?
To maleństwo i kawałek „zapadliny” wystarczy by las darował nam równie mały stawik. Mały, ale pełen uroku, czaru, i… (często) ślicznie wybarwionej, trochę kapryśnej ryby. Ryby, która przyszła znikąd, z lotu ptaka, z porywu wiatru i z czegoś tam jeszcze, bez udziału ręki ludzkiej, po prostu z natury.



  W cieniu tych brzóz i sosen grasują dzikie karpie (największy, mi znany, ponad 6kg), „zielone”, nie takie małe, sandacze (nawet powyżej 70cm, może przypadek), ciemni, grubawi szczupli, godne uwagi okonie, że o linach i karasiach nie wspomnę. Czasem da znać o sobie duża płoć i piękna wzdręga. Mało tu drobnicy. Coś za coś. Ten zbiorniczek wymaga od nas cierpliwości i wytrwałości. Mimo, że jest mały, musimy go dobrze poznać, od każdej strony: wody - pogody, żaby – ślimaka, rośliny – robaka. Żywa przynęta i czas na…. małże lub raka.:) Też tu „biorą”.
Podobny, lecz inny. Bardziej „doświetlony”.



  Drobnicy tu więcej. Ryby podobne, lecz mniejsze. Wyraźnie widoczna część tarliska (o podłożu trochę torfowym) i reszta matecznika, bardziej piaszczysta. Gałęzi tu mało, dno prawie czyste. „Spławikowcy”, „gruntowcy”, „spinningiści” – dla wszystkich równe warunki i szanse.

Jeszcze nie staw; czy jeszcze oczko, a może spore oko?
Nie o nazwę tu przecież chodzi.



  Zbiorniczek tuż przy sporym zalewie. Oddzielony od niego szeroką drogą, ale z możliwością krótkotrwałej wymiany wody, raz na parę lat, ze swoim dużym sąsiadem. Ktoś wybierał piach. Pokazała się woda; wybiło odsłonięte źródełko.
Powstało oczko. W sporej odległości od średniej rzeki, ale wkrótce na tejże zbudowano duży zalew.



  Lustra wody zbliżyły się do siebie, a może nawet wyrównały poziomem.
Nie, nie, mały walczy. Szczególnie podczas suchych miesięcy krzyczy do sąsiada:
- Widzisz to ja mam wyżej wodę! Czystą wodę! Jak będziesz grzeczny, to ci jej trochę odstąpię.
Duży zaś odgryza się, co kilka lat i w dni super mokre, na siłę, wpycha do małego swoje rozjuszone hektolitry.



  Choć na chwilę; choć na kilka godzin.
- No widzisz, mały, no widzisz, znów ci trochę brudu dałem, ale nic się nie przejmuj, znów bakterie, grzybki i inne farmazony się obudzą i powalczą o zdrowy ekosystem.
- A tak swoją drogą to robię ci przysługę, bo przyniosłem trochę młodziutkiej ichtiofauny i sporo wszelakiego robactwa dla niej. Tylko pilnuj by wszystkiego nie zjadła. Niech się trochę zasiedli.



  Po kilku takich spotkaniach, oczko ma szansę mieć równie dużo gatunków ryb, jak majestatyczny zalew, ale ma małą przewagę. Woda w nim jest dalej czystsza i dno piaszczyste; wiosną wcześniej się ogrzewa i ryby są jakby zdrowsze, lepiej wybarwione, choć zapewne o mniejszych rocznych przyrostach. To wiosenny raj dla wędkarza ze spławikiem. Punktowo mikro zanęty; niech trochę smuży; „sygnalizator” ze dwa i pół grama – mocno „przyniżony”, żyłka czternastka, haczyk wiosną maleńki - czerwony, później już większy, bolonka lub bacik, ochotka lub odrobinka czegoś z zapachem, latem robactwo wszelakie i… do boju. Dorodna płoć i ślicznie wybarwiona wzdręga już czekają. Zwolennicy lekkich koszyków i zbierania rybki z gruntu też się nie zawiodą. Znakomicie sprawdzi się także to, co lubi DelTor0, http://www.wedkuje.pl/wedkarstwo,daiwa-windcast-picker,68989 ,
ale i nasz mistrz dużych pasiaków Iras1975
(http://www.wedkuje.pl/wedkarstwo,jak-lowic-rekordowe-okonie-kod-dostepu,69521)może miałby tu co czynić.
Od pierwszego maja Camelot http://www.wedkuje.pl/wedkarstwo,dlaczego-apetyzer-polowanie-na-grubasy,67430
i Zander51http://www.wedkuje.pl/wedkarstwo,jesienne-drapiezniki-sport-dla-twardzieli,68787 również mogliby się „posportowić”, tyko ten ostatni swoją ukochaną łajbę musiałby zostawić na brzegu.
Ot i takie oczko egzystuje sobie obok wielkiego zalewu, zerkając na wielką wodę kolegi „zatłoczoną” od nadmiaru wędkarzy i marzy:
- Może choć Wiekla42 http://www.wedkuje.pl/wedkarstwo,rodzinna-wyprawa-wedkarska,67744 z rodziną mnie odwiedzi.


W ukryciu „łąk wysokich”, prawie na skraju brzegu średniej rzeki, wśród krzewów wszelakich tarniną splecionych, z kilkoma drzewami nad jego losem pochylonych, otwiera swe lustro oczko żywą zieleniną i ciemnym brązem gleby przesycone, o tonacji prawie szarej, gdzie prawie tylko prawie znaczy.



  Dna nie widać, nawet tam gdzie płytko. Chroni je przed naszym wzrokiem ta roślinność podwodna – wszelaka, od moczarki po rdestnicę, acz bez pałki wodnej, co o jego stanie i głębokości skrywanej wiele nam podpowiada. Te witki kolczaste i gałęzie nad zbiorniczkiem pochylone, a i w jego wnętrzu zanurzone, dodatkowy cień po brzegach czynią, kryjówkę dla rozbójniczej maści ichtiofauny stanowią.



  Okoń tu dość znaczny porządek z drobnicą czyni, po udanej akcji, w głębszej, środkowej strefie oczka nurkując. Na maleńkie, sztuczne przynęty bywa łasy, ale woda od właściciela tejże dużego doświadczenia i dobrej techniki wymaga. Znacznie łatwiej jest zestaw z średniej wagi spławikiem zanurzyć, a i haczyk najmniejszy być nie musi. Przypon dwunastka nie zawadzi. Żywa, wijąca się przynęta efekty przyniesie. Mały koszyk lub oliwka tylko w strefie środkowej egzamin zdawać się zdaje, ale i tak przykrym się stanie każde jej ku nam „wyciąganie”, gdyż wspomniana zielenina najczęściej swe oploty na zestawie czyni, do dodatkowej pracy, przed kolejnym zanurzeniem przynęty, nas zmuszając. Ta ostatnia, położona tuż za strefą roślinności wodnej, pięknego lina skusić potrafi, o okoniu i płoci dorodnej nie wspominając.
Ładną wzdręgę tu spotkać możemy…


    

Obok wielkiej rzeki.


  Nie chodzi mi tu o starorzecza, długie „rowy”, zablokowane cieki i stare kanały.
W tym miejscu chciałem skreślić dwa zdania na temat czegoś, co miejscowi znad tej królewskiej rzeki nazywają najczęściej dołami. Są to głębokie (nawet czasem ponad trzy metry, najczęściej w okolicach dwóch metrów) oczka o nieregularnym kształcie, dość urwistym szybko opadającym dnie i wodzie ciemnej lub w odcieniu kremu, a nawet bladego brązu. Ich powierzchnia to najczęściej kilkaset metrów kwadratowych.


 

  To niewiele, ale w zupełności wystarcza by „radośnie” powędrować. Lekki koszyk czy spławik o gramaturze powyżej 2,5 znakomicie zdadzą egzamin. Przypon minimum 0,12, haczyk wedle upodobań. Bolonka, tyczka, match, czy bat, decyzja należy do nas. Koniecznie należy mieć z sobą spinning. Pewniakiem w takich dołkach są różnej wielkości japońce i różnej wielkości okonie, ale i duże leszcze, płocie, wzdręgi, super liny to nie rzadkość, także spore karpie lubią zaznaczyć swą obecność. Nocą na żer rusza taki sobie sum. Muszę przyznać, że każda ryba goszcząca w wielkiej rzece, odwiedza również te doły. Jest to zupełnie naturalny skutek dużej wody, która podczas powodzi lub nawet tylko podczas „wystąpienia z koryta” i dotknięcia swoich wałów, zalewa nasze oczka, dając im nową dostawę ichtiofauny. Gdyby nie miejscowi, super wyszkoleni kłusownicy, atakujący każdy, nawet najmniejszy dołek, natychmiast po dużej wodzie….
Pomarzyć dobra rzecz. Póki co, na marzeniach musimy poprzestać.
Nieco wcześniej zwróciłem uwagę na spinning, a to dlatego, że szczupłego ci w nich dostatek. Nie są to rekordowe okazy (do siedemdziesięciu centymetrów, prócz wyjątków potwierdzających tę szeroką regułę), ale zabawa znakomita. Jest ich tak dużo, że podczas wędkowania na czerwonego robaka, potrafią uciąć nawet kilka przyponów. Mój rekord to 14 sztuk, podczas jednego wędkowania.
A’ propos przynęty:
- Każda dobra. Raz najlepiej sprawdza się czerwony, innym razem białe robaki, to znów kukurydza spożywcza lub ciasto, albo… Zawsze mam ze sobą prawie „wszystko”.
Niestety, coraz częściej w takich oczkach pojawiać się zaczyna wszędobylski, czarny sumik karłowaty – nasze utrapienie. Czasem nawet taki więcej niż średni, okazały, ale najczęściej maleńki, rzeczywiście karłowaty.
Wędkując na Wiśle, lubię o poranku wdepnąć na dłuższą chwilę na zaprzyjaźnione doły.

Przyszła jesień, oj przyszła





* dotyczy oczek leśnych - należy pamiętać, by sprawdzić we właściwym Nadleśnictwie, czy wolno na określonym oczku czynić naszą wędkarską powinność. Leśnicy bywają bardzo sympatyczni.

Szyk wyrazów w zdaniach zamierzony.

2 komentarze:

  1. DelTor0
    Jak zwykle swietny material :) A i dzieki za wspomnienie, najchetniej popikerowalbym w tej malej rzeczce ;)



    grisza-78
    Takie materiały powinny być wyróżniane w jakiś szczególny sposób. Cudowne opisy, trochę porad, nutka humoru i wszystko w bardzo wyszukanym języku. Nie wspomnę już o fotkach... Wiem, że 5 gwiazdek to krzywda, ale więcej dać nie mogę. Pozdrawiam !



    niutek40
    Krzysiu zdjęcia naprawdę przepiękne, przyznać muszę, że oko do robienia zdjęć masz, pełny profesjonalizm. Oczka wodne równie piękne, chciało by się powiedzieć, że wręcz dziewicze. Kiedyś dawno nawet bardzo dawno temu, jako młody chłopak, sam z jednego do innego podobnego oczka. Przenosiłem karasie oczywiście te nasze złociste, by się rozmnażały. Żadnych srebrzystych, nie było, bo takiego prawa nie miał. Tylko nasze złote! Japońców się nie wpuszczało, ale to było dawno temu. Oczywiście najwyższa ocena *****


    Zander51
    Cudowny wpis Krzysiu ! Bez wątpienia jesteś mistrzem w opisywaniu wszystkiego, co otacza wędkarza. Kapitalne zdjęcia dopełniają wspaniałą narrację...


    marekr
    Świetny wpis, zdjęcia to bajka - super, ***** .Pozdrawiam


    wasiu13
    Fajny wpis.Kilka dni temu odnalazłem niewielkie jeziorko w lesie.Około 30m na 40m.Strasznie mnie korci,żeby sprawdzić czy są tam jakieś ryby.Za wpis leci 5.



    Zibi60
    Wspaniały artykuł (jak zwykle), podpisuję się pod komentarzem @grisza-78. Zazdroszczę Ci Krzysiu nie tylko "giętkiego języka", ale tylu kapitalnych miejsc do wędkowania w Twojej okolicy.



    Wedkarstwomazowieckie
    Dla mnie to najlepszy wpis na tej stronie,przypomina mi się moje wędkowanie.Też tak wędkuje,u mnie takich leśnych sadzawek jest bardzo dożo ale w promieniu 60 km nie ma żadnego jeziora.Czasami w takich sadzawkach potrafi przeżyć lin czy sumik karłowaty. A raz nawet w stawku 10x5 złowiłem karpia 1 kg.


    OdpowiedzUsuń

  2. adamus1818
    Super artykuł. Takie nieco zapomniane i zaniedbane łowiska mają w sobie wiele uroku. Kiedyś z kolegą znaleźliśmy przy lesie praktycznie calkiem zarośnięty stawik. Nie byłbym sobą, gdybym nie sprawdził czy są tam ryby. Kolega oczywiście sceptycznie nastawiony. Załozylem na haczyk białego robaka...czekam,czakam i nic. Założyłem czerwonego. Czekam, czekam i po chwili spławik szybko w dół, myślałem, że mi się wydawało (bo tak czasem bywa, że się wydaje iż mamy branie) a tu po chwili spławik wariuje. Zcinam, a tu Linek. Okazało się, że brały same liny. Żerowały jak szalone. Zgadzam się z autorem, odkrywanie łowisk to coś wspaniałego. Pozdrawiam i 5 za wpis ;)



    kaban
    Pierwsze zdanie mi wystarczy ... . Pozdrawiam.



    Zionbel
    Super wpis i piekne miejscówki. Oczywiscie ***** zostawiam.



    roberto
    Kolejny świetny wpis. Z przyjemnością się czytało. Gratulacje.



    wujek1306
    Standardowo świetny i bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam:)



    julian
    Wspaniały tekst ,wspaniałe zdjęcia.Gdy czytałem czułem się tak jak by mi ktoś w łepetynę zaglądał. Gdy mam już dość zalewu, Wisły,Narwi etc. Gdy rzygam już tym całym zgiełkiem szukam takich miejsc to mnie też najbardziej rajcuje w tym moim wędkowaniu.Dlatego też ku zdumieniu rodziny i złośliwych uśmieszkach ,,życzliwych " sąsiadów - kupiłem skuter bym mógł właśnie dotrzeć do takich miejsc.I broń Boże gdzie one są nie mów nikomu bo zapomnisz o ciszy i spokoju. 5+



    Rogeros
    Te małe, zarośnięte, niedostępne są najlepsze. Odkrywasz, zdobywasz, ten spokój w takich miejscach jest nie do opisania.


    piksel1
    Super artykuł okraszony doskonałymi zdjęciami*****

    ryukon1975
    5 *******


    camelot
    Gajowy Ci tak pozwala samochodem po lesie jeździć ? ***** Pozdrawiam serdecznie !



    korczenskis
    Elegancko 5*****


    mariusz54
    Świetne te Twoje fotki, wpis również. Ocena może być tylko jedna*****



    janek1985
    po prostu świetny wpis



    rysiek38
    Pieknie ująłeś urok dzikich łowisk co prawda w mojej okolicy jest ich zaledwie kilka ale w sumie żadne nie zawiodło a powiem że nawet mile zaskoczyło .piona za wpis i moje prywatne 50 za foty :-)



    rafal-idler
    Pamiętam jak mając jakieś 13 lat spędzałem wakacje nad pewnym jeziorkiem. Wokół był las i tam właśnie niedaleko znaleźliśmy z bratem niewielkie, płytkie i zarośnięte oczko wodne. Okazało się pełne przepięknie ubarwionych, ok 7-8cm karasi. W kolorze złota z płetwami obrzeżonymi lekko ciemną czerwienią sprawiały nam ogromną radość biorąc kilka sekund po zarzuceniu zestawu do wody. Skuteczną przynętą okazało się jakieś ciasto wędkarskie w proszku (do rozrobienia z wodą) - bo taką przynęta akurat dysponowaliśmy. W krótkim czasie łowiliśmy ich dziesiątki. Po nacieszeniu oka rybka wracała do wody. Karasie to wdzięczne rybki, dające szczególnie młodym wędkarzom dużo frajdy. Piąteczka za tekst!



    Kortez71
    Super artykuł. Sam znam jedno tajne, zarośnięte oczko w którym łowię....kolorowe karasie które przed laty pewnie ktoś wypuścił na zimę z przydomowego oczka wodnego.



    Szpulka28
    Świetne! Zasłużył na stronę główną portalu. Przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Wędkarstwo zaczynałam jako obserwator poczynań dziadka i ojca, a sama później długo wędkowałam tylko w bajorkach i gliniankach ciesząc się każdą rybką. Były to najczęściej karaski, płotki. Zdarzał się i szczupaczek. Aż mi się cieplej na sercu zrobiło. Do tego szyk słów... Jakby ktoś mi opowiadał, wspominał dawne dzieje... świetne! Bez piątki się nie obejdzie ;) Serdecznie gratuluję udanego wpisu i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń