poniedziałek, 16 listopada 2020

Historia "z myszką"...


 

Historia "z myszką"...
 
Cieszymy się, że w połowie listopada jeszcze nam grzyby "służą", ale to nie nowina.
Zbierając wczoraj gąsek dwa rodzaje, prawdziwki, opieńki i coś tam jeszcze, przypomniałem sobie "scenę" sprzed lat czterdziestu i kilku.
- Ilu?!
- Boże! Tak! Sprzed lat czterdziestu!
Wracałem ze studiów w przeddzień Wigilii Świąt Bożego Narodzenia.
Wjechaliśmy w granice mego rodzinnego miasta.
Przez okno słynnego niebieskiego "ogórka", na skrzyżowaniu ulic przy zbiorniku Pasternik, dostrzegam postawnego mężczyznę, przyjaciela moich Rodziców, pana Mariana. Ubrany w drelichowy, podgumowany płaszcz, dźwiga dwa ogromne wiadra, a właściwie pudła, przykryte od góry, charakterystycznie uniesionym brezentem.
 
Zaiskrzyło w mej łepetynie.
Te kilkunastolitrowe zbiorniki po farbie do malowania kabin naszych Starów miało wtedy pół miasta. Służyły do różnych celów, ale szczególnie cenione były jako "kosze" na grzyby. Jadąc na grzybobranie do Rakowa, za punkt honoru stawiano sobie, by te właśnie pudła zabierać ze sobą, a nie żadne inne torby, czy koszyki.
Dlaczego?
- Ano dlatego, że były bardzo pojemne, a grzybów tam wtedy było dostatek; oj, dostatek. Miały powlekane, antykorozyjne wnętrze. Były dość cienkościenne, czyli lekkie. Uzbrojone w sztywny pałąk- rączkę i to na centralnej części "powleczony" jeszcze kawałkiem plastikowej rurki. W drodze "na grzyby" służyły jako pojemniki na kanapki, termos, kawałek kiełbasy (bardzo ważne) i coś tam jeszcze...
- A było tego sporo gdyż...
Na grzybobranie wyjeżdżało się o czwartej rano, "stonką"* jadącą po pracowników służby wartowniczej FSC**, których spora grupa mieszkała w miejscowości Szumsko, tuż pod Rakowem. Późną jesienią, po dotarciu na miejsce, bywało jeszcze ciemno i zimno. Czasem nawet szron pokazywał swe "rogi"! Tym samym grono przyszłych zbieraczy zaczynało dzień od ogniska.
- Tak, od ogniska!
Niektórzy spożywali przy nim pierwszy, tego dnia, posiłek.
- Kiełbaskę "z patyka" też! Ech! Też...
"Doświadczeni" dzielili ją na dwie porcje. Druga zostawała na finał grzybobrania popołudniową porą.
Pudło pierwszy raz służyło jako "krzesełko". Tę rolę będzie pełnić tego dnia jeszcze wielokrotnie.
Przed grzybiarzami było sporo kilometrów - niczym dzień intensywnego rajdu.
O świcie, gdy w lesie było już coś widać, ruszali przed siebie.
Jedni na "kielecką", inni w kierunku obecnego zalewu Chańcza, jeszcze inni "za krzyż"...
- I zaczęło się! Krok za krokiem. Gąska za gąską. To tu , to tam prawdziwek. Podgrzybków "do wyboru, do koloru". Pieprzniki jadalne - też!
- A i maślaków jeszcze sporo.
- Gdzieniegdzie maślak pstry się "trafia".
- Przebierać, wybierać, pakować do pudeł i dalej, do przodu, przed siebie...
Po paru kilometrach pudła zaczynały ciążyć. Coraz częściej zaczynały pełnić rolę stołków.
W okolicach południa bywały już oba pełne, a przed grzybiarzami jeszcze kilka kilometrów ciężkiej, w przenośni i w naturze, drogi powrotnej.
A ile jeszcze przy tym nerwów, bo...
- Tu piękne zieleniatki...
- Tam wysyp "niekształtnej" młodzieży...
- Pod jałowcem, w szarym mchu, całe "stado"!
- A zbierać już nie ma w co! Ech! Trzeba zostawić... Pudła pełne i "płachetka"** już zajęta!
Czasami mieli szczęście, że pojawił się ktoś znajomy ze Starachowic "próbniakiem"*** lub jakąś "Syrenką" i podrzucił do Szumska, ale to zdarzało się bardzo, bardzo rzadko...
Najczęściej...
- Stuk, puk kijkiem! "Szag za szagiem" przed siebie...
- Byle zdążyć "na czas", czyli przed szesnastą, bo wtedy znów przyjedzie "stonka"; wysadzi wartowników i zabierze amatorów grzybów do Starachowic.
Przed odjazdem jeszcze drugie, szybkie ognisko; płaszcz podgumowany na ziemię i...
- Chwila miłego relaksu. Pogaduchów "o zbieraniu" czas!
 
Wysiadłem z autobusu na przystanku "na żądanie" - był wtedy taki - i biegnę za panem Marianem.
Dopadłem go prawie przed jego domem.
- Był pan w Rakowie, prawda?
- Tak, oczywiście...
Zdejmuje brezent i pokazuje mi dwa pełne "wiadra" zielonek i szarych - przepraszam - niekształtnych.
Zapada zmrok 23.12... Czterdzieści trzy lata temu...
 
* "Star" z metalową nadbudową, przystosowaną do przewozu osób
** brezentowy worek, będący na wyposażeniu nowej
"gwiazdy"służący do nalewania wody do chłodnicy samochodu
*** "Star" bez skrzyni ładunkowej, z metalową skrzynką nałożoną na ramę, napełnioną piachem, w celu dociążenia tylnej osi podczas jazdy kontrolnej.
 
/odstępstwa od norm językowych świadomie uczynione/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz