niedziela, 28 września 2014

Nadkomisarz Zander na rybach








Nadkomisarz Zander nudził się setnie w swoim pokoju. Minęła już dziewiąta godzina jego służby. Zdołał już przejrzeć, od dechy do dechy, nowy numer "Wiadomości wędkarskich". Posmerfował po internecie. Przeczytał wszystkie nowe wpisy na www.Wędkuje.pl; pokłócił się z młodymi ludźmi na forum dyskusyjnym. Poszło o nic, o tak, dla kurażu. Popatrzył przez okno, jak ci z prewencji lokują na dołku kilku kiboli. Wypił dwie kawy. Nawet zjadł kanapkę. Przez chwilę pomarzył o tej nowej, co to prosto ze Szczytna ją przysłali.
- Fajniejsza od mojej Alki i super się ubiera.
- A jak Romka na macie załatwiła. To jest kobitka!
Gdyby był trochę, choć trochę młodszy, to by im tu wszystkim pokazał.
Teraz to tylko pomarzyć zostało, ale gdyby tak mógł pokazać, co potrafi, zawodowo oczywiście, może by zatrybiło? Kto wie?
- Chociaż kawę z nią wypić. Tak prywatnie, po pracy! Super by było!
Poprawił się w fotelu. Nogi położył, po amerykańsku, na blacie biurka, opuścił powieki i oddał się błogiemu niemyśleniu, ale obraz tej nowej uparcie powracał. Postanowił zająć myśli czymś innym, równie przyjemnym.
- Jeszcze tylko dwa dni i z Zibim pogonimy kota tym szczupłym, a jakem Zander, może i imiennik jakiś się trafi.
Już oczyma swojej wyobraźni widział swoją łajbę, super łajbę, kochaną łajbę, jak w ciszy pruje pościel jego rzeki. I te grążele pod brzegiem; i te łany moczarki, rdestnicy, też widział. Ba, zobaczył nawet, jak Zbyszek wyjął szczupłego. Wręcz zazdrość poczuł.


- Dlaczego on, a ja to co? Sroce spod ogona wyskoczyłem?
W tym momencie półsenne mary przerwał namolny terkot dzwonka. Zander potrząsnął głową. Przeklął delikatnie.
-Do diabła! Właśnie teraz! Podniósł słuchawkę telefonu.
- Czego?
Po drugiej stronie, służbowym tonem głos dyżurnego oznajmił:
- Panie komisarzu, nad zalewem znaleziono zwłoki młodej kobiety.

- Nareszcie coś się dzieje - pomyślał. Ostatni raz, dziewięć dni temu, młoda żona źgnęła nożem świeżo upieczonego małżonka, ale co to za sprawa. Wszystko było jasne na starcie. Założył kurtkę. Zamknął biuro i energiczny krokiem wszedł do pokoju obok.
- Pani podkomisarz, jedziemy! Podświadomie zauważył, że wydanie polecenia tej ładnej osóbce sprawiło mu przyjemność. Na dole, w holu, czekała już w komplecie ekipa dochodzeniowo-śledcza. Z satysfakcją skonstatował:
- Jest dyscyplina.
- Kryminalni do boju - zażartował. W ciągu kilkunastu minut byli na miejscu. Miał tylko czas na refleksję, że nawet się tego nie spodziewał, jak szybko trafi nad swój ulubiony akwen. Tylko cel tej wizyty jakże był inny.

  
Zwłoki dziewczyny leżały kilka metrów od lustra wody, na zupełnie otwartym terenie, bez jednego krzaczka. Nawet trawy było mało.
Zespół karetki reanimacyjnej zakończył już pracę.
Kazał oświetlić teren. Zespół przystąpił do rutynowych czynności, gromadzenia i zabezpieczania śladów istotnych dla przebiegu śledztwa. Znów zauważył:
- Są dobrzy, nieźle ich wyszkoliłem.

- Pani podkomisarz, pani pozwoli, porozmawiamy z lekarzem.
- Niech się uczy - pomyślał.
- Panie doktorze - zwrócił się do mężczyzny, którego już kilkakrotnie spotkał przy okazji innych smutnych akcji - czy mógłby pan, choć w przybliżeniu, określić czas i przyczynę śmierci denatki?
Lekarz spokojnym, rzeczowym tonem, oznajmił: - Moim zdaniem, zgon nastąpił kilka godzin temu, tuż przed zmrokiem, z powodu przerwania tętnicy szyjnej, bliżej nieokreślonym, ostrym przedmiotem, o dwóch cienkich ostrzach. Na razie tylko tyle. Reszta już w rękach patologa i waszych specjalistów.
- Dziękuję, to i tak sporo, jak na początek - uścisnął dłoń lekarza.

Podeszli oboje do zwłok dziewczyny. Leżała na wznak. Na jej martwej twarzy malował się grymas wcześniejszego bólu. Rana miała kształt podłużny. Zaczynała się od dwóch drobnych, równoległych kresek, dalej przybierała charakter szarpany. Zaschnięta krew utworzyła plamę na bluzce i płaszczu dziewczyny. Zaczął się zastanawiać.
W tym czasie policjantka uważnie przyglądała się całej postaci denatki i wilgotnej ziemi, na której leżało ciało.
Z zamyślenia wyrwał go głos koleżanki po fachu:
- Panie komisarzu, cios został zadany, gdy ofiara była w pozycji stojącej, ze sporej odległości. Co więcej, dziewczyna upadła dopiero po pewnym czasie, po przejściu kilkunastu kroków; ba, była w innym obuwiu. Moim zdaniem, sprawca bezpośrednio nie atakował ofiary. Spojrzał na Szpuleczkę z nieukrywanym zaciekawieniem. W myślach, sam nie wie, dlaczego zaczął ją tak nazywać.
- Chyba dobra jest ta mała i do tego ma ładne włosy - bezwiednie sobie dośpiewał.
- Dlaczego tak sądzisz?
Głośno zapytał, przechodząc na ty. A co? W końcu on tu jest szefem, starszy stopniem i wiekiem.
- Krew spływała po klatce piersiowej ofiary, pionowo w dół, gdyby leżała odpływałaby w bok. Na długości kilkunastu metrów, w górę stoku, na którym leży ciało, są w błocie ślady cięższego obuwia, o rozmiarze tylko ciut większym niż rozmiar butów ofiary, zaś na jej stopach są balerinki, o czyściutkiej podeszwie. A tak na marginesie, która kobieta weszłaby w takie bagienko w takich butach? Dziewczyna ma czyściutkie paznokcie i dłonie, ubranie prawie w idealnym stanie. Nie walczyła.
- No, dobrze - przyznał bez entuzjazmu - to gdzie są te drugie buty?
- Zabrał je sprawca - stwierdziła z pewnością w głosie.
- Rozumiem, sugerujesz, że buty będą istotne dla sprawy?
- Tak jest szefie - odpowiedziała służbowym tonem, nie reagując na tykanie. Po chwili zastanowienia, musiał jej przyznać rację. Zaczął przyglądać się śladom. Technicy zalali je już masą gipsową. Zrekapitulował, że zna ten ostry, czytelny kształt protektora; nowego, nieuszkodzonego protektora.
-Buty prosto ze sklepu – pomyślał.

Jeden ze śledczych przywołał go nad sam brzeg zalewu.
- Szefie, tu są podobne ślady, tylko większe o kilka numerów. Musiał w duchu przyznać, że młoda miała nosa. To będzie ważne dla sprawy. Skoncentrował swe myśli na problemie, skąd zna ten rodzaj "bieżnika"? Trzeba wracać, nic tu już po nich. Resztę zrobią pozostali z zespołu.
Ufał im. Dadzą sobie radę. Nic nie przeoczą.

W drodze powrotnej milczał. Wysnuł tylko jedną dygresję. Młoda sprawdziła się na pierwszej akcji. Będą z niej ludzie. Był już tego pewny. Nawet zapomniał o jej urodzie. Chwilowo! Przez całą resztę służby truła go myśl - skąd zna te buty.
Nad ranem odpalił komputer i wszedł na Wędkuje.pl.
- Trochę odpocznę - stwierdził; chwila luzu w pracy też potrzebna.
I nagle:
- Mam, przecież to takie oczywiste! Przez kilka dni oglądałem reklamę tego wędkarskiego obuwia na tej, mojej ulubionej stronie.

Przywołał Szpuleczkę (przyzwyczaił się w myślach do tej ksywki).
- Jutro zespoły w teren, po sklepach wędkarskich. Może ktoś ze sprzedawców zapamiętał klienta, który kupił dwie pary takiego obuwia. Podał jej markę ściągniętą z reklamy. Rano, miast do domu, poszedł do przełożonego z raportem. Wszystko było okej, do chwili, gdy komendant zadał mu pytanie:
- A co z narzędziem zbrodni?
Ups, miał zmilczeć, ale zebrał się na odwagę: - Panie inspektorze, postaram się, ale od jutra proszę o służbowe oddelegowanie mnie nad zalew.
- Marek, czyś ty oszalał! Na ryby się wybierasz?
- Tak jest szefie. Nie wrócę, aż rozwiążę sprawę.

Protokóły z sekcji i badań laboratoryjnych nie wniosły nic nowego. No, może jeden zapis był trochę dziwny. Na łańcuszku, który wisiał na szyi denatki, obok rany, stwierdzono śladowe elementy lakieru z brokatem. Co to za diabeł?

Zespoły wróciły z terenu. Jeden przywiózł sprzedawcę, który trochę pamiętał twarz i sylwetkę klienta kupującego te super wędkarskie buty. Był pewien, że brał dwie pary. Z resztą, dlatego go zapamiętał. Firmowy plastyk sporządził portret pamięciowy. Zabrał jedną kopię do kieszeni i następnego dnia, od rana, wylądował na rybach.


 


 Jeździł dzień po dniu. Ponad tydzień. 
    Już miał dość i ryb, i zalewu. Nic się nie działo. Ryby też brać przestały. Czekał i marzył o spotkaniu ze Szpuleczką. Tylko te myśli wyrywały go na chwilę z marazmu i otępienia.
- Po sprawie nie przyjadę nad wodę ze trzy tygodnie.

Nagle jest, podobny do tego z obrazka. Łazi ze spinningiem. O, i buty jak potrzeba. Śmiga woblerem, pięknym woblerem - z brokatem. Obejrzał go z bliska – wobler miał rysę. Zadzwonił na komendę, po kolegów.

Z samego rana, dnia następnego zdawał raport szefowi.
- Jakieś, takie małe to twoje narzędzie zbrodni, Marku. Nie mogłeś znaleźć większego? Zażartował komendant. - W nagrodę masz dwa dni wolnego. Jedź na ryby.
- Szefie! Na ryby? Błagam! Proszę!
- Na ryby. Powiedziałem! Inspektor uśmiechnął się pod wąsem.

- A swoją drogą, narzędzie małe, ale uzbrojone – w kotwiczki, a na lince - narzędzie zbrodni o wielkiej sile!

Posłuchał szefa. Pojechał na ryby. Nad rzekę. Ze Szpuleczką.
                                                                   






Zbieżność, podobieństwo nazwisk, imion i „ksywek” przypadkowa.

2 komentarze:

  1. Sebastian Kowalczyk

    Biedna Szpuleczka :D Krzysztofie daj mi tego więcej bo to jest rewelacyjne :D


    ryukon1975

    Świetny i oryginalny wpis odbiegający od codziennej szarości na portalu. Brawo.


    kiryla

    Ale kto zamordował Szpulkę bo do końca nie wiadomo??? *****


    Zibi60

    Z tej strony Cię nie znałem ?! 5*


    kaban

    Świetne. Kiedyś podobne teksty zamieszczał Maxum ,ale go już na tym portalu nie ma a szkoda. Pozdrawiam z wiadomą oceną.


    grisza-78

    Super !!!! Marek uważa z tym woblerem, bo Szpulka taka ładna i szkoda by jej było....... *****!!!!! Pozdro!


    wasiu13

    Woblery niebezpieczna rzecz :) Świetny tekst.ps.Trzeba było dać zdjęcie tej Szpulki ;P


    korczenskis

    :) bardzo dobre,ciekawe i trzyma w napięciu:)tak jak Kolega wyżej zdjecię Szpulki by się przydało :) oczywiście *****


    Thunder II

    Genialne!. Przez Ciebie się zasmarkałem ze śmiechu. Kolego przecież tym tekstem mogłeś mnie wysłać na OIOM "Nadkomisarz Zander przeczytał wszystkie nowe wpisy na www.Wędkuje.pl; pokłócił się z młodymi ludźmi na forum dyskusyjnym. Poszło o nic, o tak, dla kurażu". Proszę o jeszcze:)


    halski021

    Nie podoba mi się zakończenie opowiadania:(


    janglazik1947

    No i coś innego - widać ,że tak też można opisać jakąś przygodę wędkarską. Brawo !!!!


    marciin 2424

    Spoko ten twój szef w nagrodę na ryby, też bym tak chciał . pozdro *****(:


    Artur z Ketrzyna

    Lubię czytać kryminały. A ten był fajny. To był drugi kryminał jaki czytałem związany w wędkarstwem....


    feroza

    Koledzy! Od wczoraj Pani podkomisarz Szpuleczka sympatyzuje z nadinspektorem Zanderem. Ostrzegam, policji narażać się nie wolno. Jeżeli coś się zmieni w tym zakresie, nie omieszkam poinformować sympatyków ślicznej Pani podkomisarz. Pozdrawiam, :)


    rysiek38

    Tak to opisałeś że totalnie zgłupiałem i nie wiem czy to fikcja literacka czy tzw.dokument fabularyzowany w każdym razie pokłony no i oczywiście czekam na CDN. *****


    Sebastian Kowalczyk

    Nie mogłem się powstrzymać i przeczytałem drugi raz. :) Za pierwszym razem zrozumiałem, że to Szpuleczkę zamordowano. Tak to jest jak się za dużo obrazków ogląda, a za mało czyta. A czytanie ze zrozumieniem to podstawa. :D

    OdpowiedzUsuń


  2. egzekutor

    Bardzo dobry wpis choć jest mała nieścisłość. Po co ją reanimowali skoro sam lekarz stwierdził, że nie żyje od kilku godzin a tętnica była rozerwana. Choć przez cały artykuł próbowałem wyłapać jakieś błędy lub zgadnąć czy jesteś policjantem.za wpis 5 dość realny


    mateuszwos

    Rewelacja!


    feroza

    Egzekutorze, nie ma słowa o reanimacji! Nie jestem ani policjantem, ani prawnikiem!


    grzegorz not

    Się podobało 😊


    niutek40

    "Zbieżność, podobieństwo nazwisk, imion i „ksywek” przypadkowa." Tak się składa, że na naszym forum niektórzy pasują jak ulał do wyżej wymienionych nikow i imion;) Krzysiu piąteczka się należy.


    camelot

    Kiedy następny odcinek ?


    Iras1975

    A gdzie foto tego narzędzia zbrodni o wielkiej sile? Może jest wart podrobienia. ;)


    esox61

    Taaa ;) woblery to zabójcze narzędzia ;) przekonali się o tym nasi redaktorzy z magazynu bodajże WŚ, łowiąc z łodzi w Skandynawii jeden z nich położył wobler na ławce a drugi na niego usiadł. Kotwice przebiły kombinezon, spodnie i coś tam, coś tam a następnie pośladki :0 Ubaw miał chirurg który podejrzanej klasy szczypcami przecinał kotwicę!!! ;)


    ryukon1975

    Faktycznie woblery są niebezpieczne ale i edukacyjne. :) Dzięki woblerom nauczyłem się wyjmować kotwice i haki wbite w dłonie.


    amur2

    Świetna nowelka. A kolega po kiju pewnie jest policjantem i to z kryminalnej. I bardzo dobrze, bo nie zawsze policjant umie tylko mandaty wypisywać, jak niektórzy złośliwcy twierdzą. U mnie piątka!


    Michal8300

    super opis, dobre teksty może w kabarecie będziesz występował. a to taki kawał (nie obraźliwy :D ) Wielki, ogromny, wielopiętrowy supermarket, w którym kupicie wszystko. Szef przyjmuje do pracy nowego sprzedawcę, dając mu jeden dzień okresu próbnego, żeby go przetestować. Po zamknięciu wzywa szef nowego sprzedawcę do biura: - No to ile dziś zrobił pan transakcji? - pyta sprzedawcę. - Jedną, szefie. - Co?! Jedną?! Nasi sprzedawcy mają średnio od sześćdziesięciu do siedemdziesięciu transakcji w ciągu dnia! Co pan robił przez cały dzień? A właściwie to ile pan utargował? - Trzysta osiemdziesiąt tysięcy dolarów. Szefa zatkało. - Trzy... sta osiem... dziesiąt tysięcy? Na Boga, co pan sprzedał? - No, na początku sprzedałem mały haczyk na ryby. - Haczyk na ryby? Za trzysta osiemdziesiąt tysięcy? - Potem przekonałem klienta, żeby wziął jeszcze średni i duży haczyk. Następnie przekonałem go, że powinien wziąć jeszcze żyłkę. Sprzedałem mu trzy rodzaje: cienką, średnią i grubą. Wdaliśmy się w rozmowę. Spytałem gdzie będzie łowić. Powiedział, że na Missouri, dwadzieścia mil na północ. W związku z tym sprzedałem mu jeszcze porządną wiatrówkę, nieprzemakalne spodnie i rybackie gumowce, ponieważ tam mocno wieje. Przekonałem go, że na brzegu ryby nie biorą, no i tak poszliśmy wybrać łódź motorową. Spytałem go jakie ma auto i wydusiłem z niego, że dość małe aby odwieźć łódź, w związku z czym sprzedałem mu przyczepę. - I wszystko to sprzedał pan człowiekowi, który przyszedł sobie kupić jeden, jedyny haczyk na ryby? - On przyszedł z zamiarem kupienia podpasek dla swojej żony, ale zaproponowałem mu, że skoro w weekend nici z seksu, to może pojechałby przynajmniej na ryby.


    slawekkiel17

    Fajnie napisany "kawalek" krimika. Cos "innego" jak na ta strone. Moze to poczatek calej ksiazki z przygodami nadkomisarza "Zandera". Choc nie wiem, czy powinienem odmieniac to nazwisko?. W niemieckim nie ma odmian nazwisk, wiec tylko Zander. Warto przemyslec, bedziesz mial duzo czytelnikow. Pozdrawiam i *****5-ka.



    Szpulka28

    Świetny tekst! :D I też z początku trudno zgadnąć czy to fikcja czy autentyk. Przez chwilę mnie nawet wryło jak przeczytałam o Szpuleczce hehe dobrze, że zbieżność "ksywek" przypadkowa... :P Na prawdę fajnie się czytało... 5*!!!


    Tomekoo

    Wpis rewelacja ;-) nie będę tu powielał komentarzy pozostaje mi tylko ocenić i pozdrowić ;-) *****

    OdpowiedzUsuń