środa, 24 września 2014

# Uroda wędkarskiej nocy



  Ot i redakcja Wędkuje zadała mi ćwieka. Dlaczego lubię wędkować nocą? No, dlaczego? Wiem, że naprawdę lubię, ale dlaczego? Łowię nocą od wielu lat, dlaczego? Prawdziwa (dla mnie) wyprawa to ta, która zawiera w sobie nockę, – dlaczego?

 
Spróbuję opisać wczorajszą; może znajdę "czytelną" odpowiedź.
   Sobota, godzina 13 z minutami; zaczyna mnie „nosić”.
- A może jednak?
- Pogoda ma być zmienna; może padać.
- Ma też wiać; chwilami „porywiście”.
- Może zostać?
- I co? Oglądać stare seriale w telewizji?
- Nigdy, w życiu; nie ma mowy.
- Zabierz żonę na spacer.
- Byłoby fajnie, ale… Ciekawe, jak tam, nad wodą?
- Nosi Cię?
- Trochę.
- Nie udaj przed samym sobą; bardzo Cię nosi.
- Mam dla Ciebie propozycję. Idź na krótki spacer, wzbogacony o bakaliowe lody, a potem kanapki, picie do torby i zmykaj.
-Ot to, to. Super rozwiązanie.

- Żono idziemy na spacer?
- Aha, zapewne mam się spieszyć; wieczorem będą znów ryby.
- A mam jechać? Jak tak Ci zależy, to nie ma sprawy, z przyjemnością.

  I wszystko jasne. Jednym tchem: spacer, lody, kanapki, sprzęt do samochodu, buziak na drogę i o osiemnastej jestem nad wodą. Słońce chowa swą dużą już głowę za chmury. Robi się trochę szaro. Zaczyna padać. I wiatr jakoś tak dziwnie „ostro kręci”.
- Może wracać? Co będzie w nocy?
- No, co Ty? Przecież masz wszystko, co potrzeba: porządne buty gumowe, komplet przeciwdeszczowy, parasol wędkarski…
- Ba, nawet parę skarpet, na ewentualną zamianę.
- Czego się śmiejesz? To ważne. Przestanie padać i w nocy mogą się przydać. Prawda?
- Prawda, prawda.
- No to zostajemy?
- Zostajemy, zostajemy!

  Zaczynam od parasola. Może wystarczy. Z bolonek dzisiaj pożytku nie będzie. Pozostają drgające. Zmiana koszyków na „dziesiątki”. Na jedną pęczek białych, na drugą czerwony i do wody. Krzesło i zanęta pod parasol, żeby nie zamokły.
- O kurcze, jeszcze pudełka z przynętami; też pod parasol.
- Wszystko fajnie, tylko ten wiatr. Deszcz niewielki, ale zacina – prosto w twarz.
- Obniż czaszę parasola. Będzie lepiej.
- Jeszcze niżej.
- Stój, już ledwo widzę szczytówki.
- He, he; to się pochyl.
- Przestaw sobie fotel na prawą stronę sztycy parasola. Będzie lepiej.
- No i co? Lepiej?
- Lepiej.
- Niestety, bez kompletu przeciwdeszczowego i gumowych butów nic z tego nie będzie.
Założyłem i czekam. Wiatr wieje, deszcz pada, a brań „ani słychu, ani widu”.
- Cierpliwości…

  Jest. Dość gwałtowne, płynne szarpnięcie poziome, w prawo. Na białego. Leciutkie zacięcie i spory opór. Coś ciekawego. Opiera się, lecz nie szarpie. Może trochę „podryguje”.
- O, zdenerwowało się.
Jest moje. Ładny jaź ląduje przy brzegu.

- A gdzie podbierak?
- W pokrowcu.
- No to znakomicie.
- Spróbuję bez podbieraka.
- Przecież masz wysoki brzeg.
- Nie mam wyjścia.

  Przypon „dwunastka” (żyłka), wytrzymał. Jeszcze fotka i „idź po kolegę”.
- Pamiętaj o podbieraku, jest nadzieja, że coś się będzie działo.
Czas płynie, deszcz siąpi, ciemne chmury płyną. Spokój.
  Zadryndolił, ale telefon. Brat pyta, gdzie jestem.
- Jak to gdzie? Nad wodą. Chcesz, to przyjedź.
- Może rano.
- Rano to ja jadę na śniadanie.

  Znów podobne branie. Trochę spokojniejsze. Też na białego. Jaź, tyle, że kilka centymetrów „w dół”. Bez fotki, do wody. Zaczyna zapadać zmrok. Świetliki na szczytówki. Dzwonki – nie. Mam, ale „nie kocham”.
- Fajnie, to jest to, co lubię.
- No, widzisz. Tego Ci było potrzeba.
   W oddali słychać jeszcze szum samochodów, ale już coraz rzadziej. Przyroda też się wycisza. Tylko „cykady” – mimo deszczu – dają piękny koncert. Ten dźwięk słychać ze wszystkich stron. - Kto by pomyślał, że im woda z nieba nie przeszkadza. Nagle huk. Gdzieś pod lasem „idą” race. Sztuczne ognie „jak się patrzy”. Kolejna para wiąże sobie ręce.
- Szczęścia i „słodyczy” , hi, hi…
  Przestało padać.
- Ciekawe, czy tylko na chwilę?

  Mam nadzieję, że już „nie wróci”. Oby. Tylko wiatr dalej wieje, ale jakby słabiej. Może tylko tak mi się wydaje. Jest branie. Tym razem na sporego czerwonego. Dwa równe „płytkie” szarpnięcia. Lekko zacinam. Ładnie, cyklicznie szarpie przy ściąganiu. Trochę prowadza. Nie „dołuje”.
- Chyba leszczyk…
- Tak, to leszcz.
- Nie, no lepiej leszczyk; około trzydziestu centymetrów. Do wody.
   Ryzykuję. Zwijam parasol. Zdejmuję wszystko, co na deszcz. Na nogi adidasy, na plecy polar. Przydały się drugie skarpety. Szkoda, że te nasze leciutkie, cieplutkie, zieloniutkie, gumowe butki jeszcze nie „oddychają”.
- Szkoda.

   Znów podobne branie. I znów leszczyk. Bardzo podobny.Jest piękne uderzenie na dużego czerwonego (pokaźna dendrobena 3). Dwa krótkie szarpnięcia „w pionie”. Zacinam i …. U…, u…, u, tępy powolny opór. Ruszyło, ale bardzo topornie. Trochę zygzakuje i dołuje. Hamulec dość spokojnie zaczyna swoją gierkę. Ciemno. Nic nie widzę. Wciąż jest dziwnie tępo. Ucieka pod przeciwny brzeg; „tam skąd przyszedł”. Na to nie mogę pozwolić. Trochę dokręcam hamulec. Pomaga.

- Pamiętaj, że masz delikatny sprzęt.
- Co z tego. Przecież muszę coś robić.
- Co to może być? Może lin? Może węgorz?
- A jak węgorz?
- Uf, to będzie jazda.

  Podbierak do wody i próbuję zacząć „sterować” rybą. Próbuję to bardzo trafne określenie. „Centymetr po centymetrze” i jest prawie przy moim brzegu. Oczywiście, okazały węgorz. Zmyka od podbieraka. Wraca. Pochylam się, by go umieścić w siatce. Już jest tuż, tuż. Chyba osłabł. Guzik, znów ucieka. Teraz idzie po przekątnej. Znów pod drugi brzeg. W krzaki.
- Tylko nie to.
- Proszę, tylko nie to!
A właśnie TO! „Zawiązał się” o korzenie. Będzie problem.
- Jest problem.
„Dzwonię” na żyłce. Trzyma. Lekko uderzam. Puścił, może dziesięć centymetrów. Czekam, kontrolując napięcie żyłki. Ruszył. Tylko po to, by mi powiedzieć:
- Cześć kolego. Zmykam z Twoim haczykiem.
- Cześć, powodzenia. Do następnego razu. Mam nadzieję.
  Nowy przypon. Znów duży czerwony i do wody. Po kilkunastu minutach – znów leszczyk. I tak raz po raz, do trzech razy sztuka. Te same uderzenia. Te same „szarpania” przy holu. Ten sam kij. Podobny „rozmiar”.
- I co z tego, jest zabawa. Nie ma czasu na nudę.
- Tylko dlaczego nic nie „puka” na drugiego?
- Dlaczego? Wszystko podobne. Robak też.
Przez ponad godzinę cisza.
Uderzenie. Bardzo szybko w dół i natychmiast, równie szybko w górę. Dziwne.
Zacinam i … sprężysty opór. Tak jak brało, tak pracuje. Góra, dół, góra, dół.
- O co chodzi?
- Nie wiem.
  Nagle dostrzegam, nad wodą, cień koszyka. Wisi około piętnastu centymetrów nad lustrem. Znika i znów się pojawia. Nagle lekkie szarpnięcie i kształt koszyka pozostaje w stałej pozycji. Widzę go ciągle. Ryba zeszła z haczyka.
- Co to było?
- Kto to wie. Może znów węgorz.
  Próbuję uratować zestaw i wyciągam obcą sprężynę z całym osprzętem. Ładnie mnie rybka „wykołowała”. Nie chcę takiego „prezentu”.Nareszcie jest branie na drugiej drgającej. Branie to delikatnie powiedziane. Gwałtowne, błyskawiczne szarpnięcie „pod prąd”. Aż wędka spadła z podpórek. Zacinam i … pusty hak.
- Ciekawie się zaczyna.
Niebo pełne gwiazd. Cisza. Tylko jakieś ciemne, prawdopodobnie ciemnobrązowe stworzonko, przebiega mi, raz po raz, przed nogami.
- Że też się nie boi?
  Znów ładne rytmiczne branie na pierwszym kiju. Teraz mocno pracuje. Trochę czasu upływa nim uspokajam rybkę na tyle, by zbliżyć ją do podbieraka. Trafia tam za drugim „podejściem”. Zupełnie niezły leszcz – szarozłoty.
 W odstępie kilku minut – jeszcze raz to samo!
   Świta.
- Może wyjąć jedną bolonkę?
- Nie, nie mam ochoty.
Na przeciwnym brzegu dziwny szum traw.
- Przecież nie ma wiatru?
  Nagle, w odległości około dwudziestu metrów, pojawiają się głowy saren. Dwie duże i dwie małe. Też się nie boją. Spokojnie piją wodę.
- Smacznego!
  Przyroda budzi się do życia. „Wstaje” słońce.
- Będzie ładny, ciepły dzień.
  Pojawiają się pierwsi „dzienni” koledzy wędkarze.
- Dzień dobry, biorą?
- Dzień dobry, biorą, biorą.

- Czy już wiesz, dlaczego lubisz nocne wędkowanie?
- Czy już wiem? Może…
- Lubię i już!

  Pozdrawiam wszystkich kolegów wędkarzy.

1 komentarz:


  1. camelot

    Dlaczego ? Gdyby spytać alpinistę, - dlaczego idzie w góry ? - Odpowiedział by: - Bo są ! ...... Samotne, nocne zasiadki ...... czasem deszcz.....czasem wiatr..... i nie wiadomo co jeszcze zdarzyć się może? Co takiego, wygania człowieka z cieplutkiego domu w ciemną i dżdżystą noc ? - Na pewno to nie rozsądek ! - A może lepiej nie szukajmy odpowiedzi ..................... ....Pozdrawiam serdecznie !

    Super opis, tylko szkoda węgorza. Ale nocy będzie jeszcze dużo i na pewno coś się złapie. Przyznam, że też coraz więcej jeżdże na nocki. *****


    marekp

    No piękny artykuł !!!Brawo.


    ToOmasZ

    Czyta się niesamowicie,Piękna wyprawa,tez lubię nocne łowy.Oczywiście 5**


    glocke

    Też lubię nocki :)) 5*


    daroo2009

    Dlaczego noca? Odpowiedz jest prosta CISZA ktorej niejednokrotnie brakuje w dzien, mam tu na mysli skutery motorowki i inny sprzet plywajacy. Do tego te wpatrywanie sie w swietlik w oczekiwaniu na branie. Jak dla mnie niema lepszego lowienia. Swietny artykul. Pozdrawiam 5*


    Zander51

    Rewelacja Krzysztof. Wprowadzenie wewnętrznego dialogu, to nowy zupełnie i bardzo interesujący pierwiastek, wzbogacający niewątpliwie wartość i atrakcyjność tekstu. Podnosisz wysoko poprzeczkę... :)


    Skowron20

    Bardzo fajnie się czytało Twój artykuł:) ale mała uwaga rybka na fot.2 to chyba jest płoteczka a nie jazik?:P znaczy tak mi się wydaje:) też w tym roku zacząłem zaliczać nocki ;) pozdro:)


    bartekqla96

    No, no, no... Wyczerpujący i ciekawy wpis. Miło się czytało... Piąteczka:) ...chyba się wybiorę na nocke: P


    feroza

    Bardzo bym chciał, Piotrze, żeby to była płoteczka. Nawet w pierwszej chwili miałem taką nadzieję. Niestety, przeżyłem małe rozczarowanie - to jednak jaź. Rozczarowanie, gdyż jeszcze dwa lata temu takie płotki "spotykałem" dość często. Ostatnie dwa lata: "zero" ładnych płoci. Pomijam te z Soliny, ale to już inna bajka. Na tę kolejną piękną, dużą, zgrabną, polską panią płoć muszę jeszcze poczekać. Może za tydzień...


    Mija

    Dlaczego? Bo nie ma to jak podyskutować z kimś ciekawym a widzę, że kolega ma zacięcie do rozmowy z samym sobą ;) Fajnie się czytało... Tekst mnie ubawił a już najbardziej ta zażarta dyskusja ;))


    Morciaty

    Świetnie napisane, ciekawie się czytało;) Pozdrawiam i czekam na kolejny wpisy;)


    pstrag222

    Najlepszy wpis na portalu superancko się czytało ***** pzdr. pstrag222


    Skowron20

    no to naprawdę i ja jestem głęboko zdziwiony że jest to PŁOĆ!!:) U mnie na terenach ok 50-60km od stolicy też niema zbytnio wyników:( nawet na naszej królowej polskich rzek Wiśle niema rewelacji:( JEDYNE CO JEST TO TYLKO brudna woda :( ale Życzę Dobrych Wyników i połamania;)


    niutek40

    Krzysiu ręce same składają się do oklasków, super napisane. Sam nie wiem czy to monolog czy dialog. Tak fajnie sam ze sobą dyskutowałeś, że w pewnym momencie bałem się, że się sam ze sobą pokłócisz :) Sam też w miarę możliwości i czasu chodzę na nocki i znam to uczucie. Ocena oczywiście ta najwyższa.


    szutomasz

    super się czytało odemnie 5


    jurek

    Ekstra.


    sebjasz

    Gdzie tak ładnie w naszej okolicy biorą rybki ? :) Opis na *****


    ypman666

    super mam te same odczucia juz nie pamietam kiedy na ryby jechałem rano *****


    DaViDoSeK

    Super Przygoda Pozdrawiam :)


    michalmroczek1988

    swietna opowiesc takze jestem fanem nocek pozdrawiam i zycze polamania


    Tomekoo

    Fajny wypad no i z kobietą ;))) *****


    Spawciu

    super sie czytalo . a i ryby braly:)

    OdpowiedzUsuń