sobota, 20 września 2014

#Pogoda na niepogodę - letnia retrospekcja

 2012-02-06

Oby do wiosny
 Już nie mogę doczekać się tej soboty. Zapowiadają ciągłe opady deszczu, ale może jeszcze się to zmieni. Może tym razem pomyli się główny synoptyk kraju. Życzę mu tego z całego serca.
   Piątek; i co z tego? Jak lało, tak leje. Mój nastrój- na dwójkę z plusem. Plus, tylko dlatego, że jeszcze noc przede mną – może przestanie?
    Nie przestało, ale jakby osłabło. Jadę!
 W Wiśle wody tyle, że nie ma co marzyć o zabawie na spławik, a i z gruntu też nie ma sensu. Za to na kanale lekka cofka. Może być ciekawie. Tylko to diabelne błoto. Póki widno… Nocą może być wesoło.
    Znalazłem lekkie zakole na prostym brzegu kanału. Woda delikatnie krąży, jakby nie chciała przeciwstawiać się przyjętym przez naturę zasadom.
    Rozwijam sprzęt. Najlepsza będzie bolonka.
    -O, jak głęboko! Zwykle tu było około dwa metry, a dzisiaj – dużo głębiej.
    -Uważaj, z zanętą skromniej i z solidnym klejem. Niech dłużej smuży, ubogimi pasmami. Przynęta? Zdecydowanie czerwony robak.
    Zaczynamy. Wędkarski taniec Chochoła.
    -I co,? I długo, długo nic.
    Zbliża się zmrok. Nic nie poradzę; nie ma gdzie się przemieścić. Muszę dotrwać do rana. Jedyna nadzieja w pogodzie. A jednak przestało padać.
   -Uf, zaczęły brać okonie, żeby okonie, okoniki. Dobrze, że chociaż zapinają się delikatne, bardzo delikatnie, jak nie-okonie.
   Już ciemno i trochę chłodno. Cieplej było podczas deszczu. Co będzie nad ranem? Może wrócić do domu? E, szkoda i kilometrów, i przygody.
    Kubek herbaty i kanapka na poprawę humoru. Świetlik na pręt spławika i zobaczymy co dalej. Nadziei wielkiej nie mam, ale „powędkujemy, zobaczymy”. Tylko Henio śpi spokojnie w samochodzie i ma wszystko w nosie.
   Nagle coś dziwnego zaczyna się dziać ze spławikiem. Świetlik wyraźnie zaczyna zmieniać kierunek jazdy. Jakby spowalniał, zatrzymywał się w miejscu i ostatecznie rusza w kierunku Wisły.
   Bardzo ciemno. Lekka mgła jeszcze bardziej utrudnia ocenę sytuacji. Kilka kolejnych rzutów i już mam pewność – skończyła się „cofka”. Woda zaczyna wracać w kierunku koryta Królowej.
   -Heniek, pobudka, coś się zaczęło. Świetlik podskoczył do góry; wykręcił pół piruetu i położył się na wodzie. Lekkie podcięcie i moja ulubiona boloneczka zaczyna swój taniec. Pięknie pracuje szczytówka. Żeby tylko nie zaczęła pierwsza konkretna rybka zmierzać w kierunku dość mocnego nurtu.
   Oczywiście wykrakałem. Trudno. Lekki luz na hamulcu i do zabawy. Dobre, nocne ćwiczenia. Nawet Henio się rozbudził.
Kilka nawrotów i odjazdów i  „leszcz o złotej łusce” przygotowany do pomiaru. Może być- 47 centymetrów. Jeszcze zdjęcie i zmykaj rybko do wody.
   Kolejny rzut i już jest branie- tym razem ładny jaż zawitał w odwiedziny.
   -Idź, zaproś kolegów do wspólnej zabawy. Posłuchał. Heniek doszedł do wniosku, że nie ma sensu kłaść podbieraka na trawie. Zbyt często musiał się po niego schylać.
   -To branie jest inne. Świetlik gwałtownie ginie pod wodą. Żyłka wygrywa swoją melodię. Świszcze szpula. Nie skręcam hamulca. „Baw” się rybko. To jest jazda.
- Trochę za daleko sobie pozwalasz. Muszę cię odwrócić. Nie jest to takie proste.
- Pamiętaj, że masz przepon dwunastkę; dobrej jakości, ale tylko dwunastkę. Na szpuli czternastka- sprawdzona czternastka.
- Ostrożnie zawracaj. Udało się. Złudna nadzieja. Ucieka ponownie.
I tak kilka razy. Zaczyna słabnąć. Jest mój. Karp jak się patrzy.
   Poziom wody w kanale systematycznie opada.
   Jest kolejne branie. Znów piękny odjazd. Powtórka z karpia.
   Mamy także ładnego srebrnego karasia.
   Zaczyna się rozwidniać. Teraz dopiero będzie zabawa! Przerwa na kanapkę. Łyk herbaty i do pracy.
   Figa z makiem. Po kilku dniach opadów poranek powitał nas pięknym wschodem słońca. I to była jedyna radość tego dnia. Ryby definitywnie przestały interesować się przynętą. A może popłynęły na poranny spacer po Wiśle?.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz